niedziela, 10 lutego 2013

#4


Nie pierdol.

Harry Styles powrócił do swojego mieszkania. Rzucił kluczykami od samochodu na komodę. Był lekko zirytowany. Holly wyrzuciła go z sali, nawet nie dziękując, a przecież to jedno słowo jeszcze nikogo nie zabiło, prawda? Znał Packtins i dobrze wiedział, że dziewczyna jest w stanie wybaczyc każdemu jak i każdego przeprosic za głupie trzepnięcie w rękę czy coś w tym rodzaju. A godzinę temu nawet nie podziękowała Liamowi ani Harremu za to, że się pofatygowali i zadzwonili na pogotowie. No bo przecież mogli ją zostawic na środku backstagu i nawet się nią nie przejmowac, prawda? A postąpili inaczej.
Styles nalał do szklanki whisky i usiadł przed telewizorem. Wszystko wokół niego było poukładane. Granatowa sofa na której właśnie siedział musiała byc całkiem niedawno odkurzona przez sprzątaczkę bo chłopak nie czuł chipsów które jadł dwa miesiące temu. Na stoliku obok znajdowało się kilka nowych gazet ułożonych według wydania oraz wazon ze świeżymi fiołkami. Na smukłej plazmówce nie znajdował się ani jedna drobinka kurzu. Filmy na półce zostały ułożone alfabetycznie, tak samo jak płyty. Na fioletowe ściany padało jasne światło kryształowej lampy.
Chłopak zatopił swoje usta w alkoholu. Uśmiechnął się sam do siebie włączając cichą, powolną muzykę Mozart'a. Wstał z sofy. Udał się w kierunku sypialni która – jak się spodziewał – nie została naruszona. Duże, brązowe machoniowe łóżko znajdowało się na środku pokoju. Rozkopana fioletowa pościel zdobiła posłanie. Na przeciwko znajdowało się ciemne biórko na którym znajdował się laptop. Tuż obok mieściła się komoda w której znajdowała się bielizna oraz regał na książki. Pozostałą częśc garderoby mieściły się za drzwiami które prowadziły do świata mody. Garnitury od Gucciego, koszulki od Burberr'ego, spodnie od samego Gabbany, swetry zaprojektowane przez Armaniego oraz inne ubrania Kleina, Elbaza, Sandera oraz o dziwo - Paprockiego & Brzozowskiego. Połowę ubrań nie zdążył miec na sobie, a już kupował nowe. Moda go fascynowała, sam sobie się dziwił. Nie raz kiedy przeglądał stare zdjęcia z dzieciństwa zastanawiał się – dlaczego chodziłem w tak fatalnych ubraniach? Dlaczego mam na sobie czerwone spodnie i fioletową koszulkę? Przecież to wcale do siebie nie pasuje...
Dzwonek do drzwi zbił z tropu Harrego. Przecież jest już po 23. Kto normalny przychodzi o tej porze? Kolejny reporter albo fanka? Nie. O tej porze raczej połowa Londynu zasypia w swoich ciepłych łóżkach bądz bawi się w najlepsze.
Podchodząc do drzwi, Harry zawachał się. Nie chciał nikogo teraz widziec. Zwłaszcza, że był w stanie rozsypki.
-Harry, wiem, że tam jesteś. Słyszałem twoje kroki.
Chłopak prychnął otwierając drzwi i wpuszczając do swojego mieszkania swojego przyjaciela. Podszedł do barku i ponownie szklankę wypełnił whyski. Skinieniem głowy spytał się Louisa czy chce alkoholu, ten machnął w jego kierunku ręką ściągając płaszcz i wieszając go na wieszaku. Tomlinson usiadł na jednym z granatowych foteli. Kędzierzawy podał swojemu przyjacielowi szklankę z trunkiem, a jego oczy powędrowały na kominek w którym tańczyły iskierki rozżarzonego drewna.
-Co cię tu sprowadza, Louis? - szepnął chłopak spoglądając ukradkiem na swojego towarzysza
Między dwójką zapadła błoga cisza. Żadne z nich nie chciało się odezwac. Jedyny dźwięk jaki był słyszalny w apartamencie Styles'a to Mozart.
-Przyszedłem sprawdzic co u ciebie. Po wypadku Holly uciekłeś jakby się gdzieś paliło.
Harry zacisnął mocniej na szklance dłoń.
-Bo się paliło. -warknął -Sam się sobie dziwię, że nie przywaliłem tej dziewczynie. Po co mnie powstrzymałeś? Dobrze wiesz, ile znaczy dla mnie każda sekunda życia Holly.
Styles cały czas czuł na sobie wzrok chłopaka. Jego serce automatycznie przyspieszyło bicie. Czuł pociąg seksualny do szatyna jak i do Packtins. Miał ochotę teraz się zabic za wszystko byle by pocałowac gorących ust Tomlinsona. Louis jęknął cicho odstawiając szklankę nie wypitego trunku na stolik. Usiadł obok Styles'a.
-Bo wiem, że ją kochasz. - mruknął -A ja kocham ciebie.
Harry omal nie wypluł alkoholu na czasopisma. Całkiem niedawno szatyn mówił, że dla niego sytuacja która wydarzyła się w Nowym Yorku nic dla niego nie znaczyła. A teraz wystarczyła dla niego jedna sytuacja by uwierzyc w swoje uczucia co do kędzierzawego.
Tomlinson chwycił podbródek Styles'a i odwrócił ku swojej stronię. Przełknął głośno ślinę.
-Chrzanic Eleanor. - mruknął całując chłopaka
Przez chwilę Harry nie podzielał pocałunku, jednak zaraz wtopił się w malinowe usta. Na początku pocałunki były powolne, z gracja, jednak później obaj toczyli wojnę. Pragnęli siebie wzajemnie.
Styles odepchnał swojego towarzysza. Położył szklankę na stolik i chwycił dłoń Louisa. Był pewien, że chłopak uśmiecha się od ucha do ucha. Zanim dotarli do sypialni, zdążyli się pozbyc z siebie górnej części garderoby. Kędzierzawy popchnął na łóżko Tomlinsona. Położył się na nim i zaczął składac obfite pocałunki na ustach chłopaka. Tego potrzebował od dawna – bliskości którą sam sobie odebrał, pozwalając zachowywac się jak ostatni palant.
Tomlinson odepchnął na chwilę chłopaka. Chciał zaczerpnąc powietrza. Styles uśmiechnął się do niego cwanie i dobrał się do jego spodni które po chwili leżały na ziemi. Usiadł na przyjacielu i zaczął składac kolejne pocałunki na gorącym ciele Louisa.
Po mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu kędzierzawego. Harry spojrzał na Louisa przepraszającym wzrokiem. Jeśli chodziło o telefony – musiał je zawsze odbierac.
-Nie idz. - mruknął Tomlinson zagryzając płatek ucha przyjaciela
-Dobrze wiesz, że musze.
Harry zszedł z przyjaciela i udał się w kierunku dźwięku który narastał. W mieszkaniu było ciemno, jedynym źródłem światła był dzwoniący telefon oraz świeczka zapalona w salonie. Chłopak przeklnął pod nosem widząc, że litery które wyświetliły się na ekranie niczego dobrego wróżyc nie będą. Przyłożył aparat telefoniczny do ucha i wsłuchał się w słowa Paul'a Higgans'a;
-Słuchaj dzieciaku. Nienawidze za tobą sprzątac, wiesz? - mężczyzna nawet nie dał odpowiedziec chłopakowi, bo dalej kontynuował -Podeślę ci zaraz jakąś dziewczynę pod drzwi, a Louisa wywal z mieszkania. Jeżeli jeszcze raz powtórzycie mi taki numer to nie ręczę za siebie. Wyślę was na Himalaje żeby nikt was nie widział, jasne? I żeby to się już nie powtórzyło.
Mężczyzna rozłączył się, a Harry stał jak słup. Nim się zorientował już cisnął telefonem na drugi kąt pokoju siadając na ziemi i otaczając nogi ramionami. Głowę schował pomiędzy kolanami i zaczął kołysac się w rytmie muzyki. Chciał krzyczec. Chciał wydrzec z siebie ten cały ból. Kochał ich oboje, ale pytanie; Kogo mocniej? Louisa czy Holly? Wybór należał do jednych z najtrudniejszych.
Louis podszedł do chłopaka i potarł ręką ramię Harrego. Ten zepchnął jego dłoń.
-Wyjdz. Musisz stąd wyjśc. Natychmiast. - warknął
Tomlinson spojrzał na kędzierzawego. Dokładnie wiedział o co chodzi. Przeklnął cicho pod nosem ubierając na siebie swoją kurtkę. Pocałował jeszcze Styles'a w policzek i opuścił apartament. Wchodząc do windy poczuł zapach słodkich, znanych mu perfum. Ponownie tego dnia przeklnął pod nosem odwracając się do tyłu. Osoba która stała za nim miała na sobie czarne okulary, krwistoczerwone usta oraz chustkę na głowie zakrywające blond włosy.
-Cześc Louis. - mruknęła
-Taylor. - warknął pod nosem przepuszczając dziewczynę która posłała mu blady uśmiech, nim drzwi do windy się zamknęły zobaczył, że Swift kieruje się w stronę apartamentu Harrego.
Denerwowało Tomlinson'a to, że Paul i reszta robiła z jego przyjaciela męską dziwkę. Zresztą dołowało to każdego do okoła kto znał chłopaka. Przecież prawo brzmiało, że każdy może byc homoseksualistą czy biseksualistą, a każdy powinnien to tolerowac. Najwyraźniej nie było to dane tej dwójce.
Blask flepszy oślepił chłopaka który omal nie potknął się o krawędz chodnika, gdyby nie jeden z ochroniarzy już leżałby na ziemi. Chociaż – byłby to dobry nagłówek do tabloidów, lepszy niż ten o wychodzacym z apartamentu Stylesa szatyna i wchodzącej piosenkarki country. Fani zespołu będą z całą pewnością hejtowac Swift za to, że zabiera im Harrego. Gdyby tylko wiedzieli, pewnie zmieniliby zdanie przy pierwszej lepszej okazji.
Tomlinson oparł głowę o szybę czarnego samochodu który musiał przywieźc Taylor ponieważ cały wypełniony był jej słodkimi perfumami. Chłopak uchylił sobie okno by pozbyc się tego okropnego zapachu. Nic nie miał do blondynki. Wręcz przeciwnie. Gratulował jej takiego sukcesu, miał w swoim mieszkaniu dwie płyty dziewczyny, jednak coś go w niej denerwowało. Sztucznośc? Pewnośc siebie? A może fakt, że została w to wplątana i przez Paula, Harry musi robic za męskąd dziwkę? Jedno było pewne – chciał się znaleźc w tej chwili daleko od tej dwójki, dlatego pojechał do mieszkania Eleanor.
Zdenerwowany całym zamieszaniem przejechał po komodzie własną ręką powodując, że wszystko co się na niej znajdowało znalazło się na ziemi. Przeklinał pod nosem. Kto tym razem ich widział? Fanka? Kolejny reporter szukajacy sensacji?
Nalał do szklanki trunku który wypił od razu, znowu napełnił naczynie. Tym razem postawił je na stoliku ponieważ ktoś wyraźnie chciał dobic się do drzwi. Miał ochotę nie otwierac, ale zdecydował się, że to zrobi.
Szarpnął klampką od drzwi i to co zobaczył wywróciło go z równowagi. Nie sądził, że Paul podeśle akurat ją.
-Co ty tu kurwa robisz? - spytał opierając się o fragmurę drzwi
Dziewczyna zakryła sobie nos dłonią.
-Jesteś pijany.
Blondynka przymrużyła oczy przepychając się do środka.



***
Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział. 
Powód? Proste. 
Zastanawiam się nad usunięciem tego bloga.